Gdyby historia kraju nad Wisłą potoczyła się inaczej, może mógłbym dziś opisać pistolet VIS-2010, z dwurzędowym magazynkiem, satynowym wykończeniem i jakimś pomysłowym mechanizmem samonapinania. Niestety, potoczyła się tak, jak się potoczyła i pozostaje mi więc zajmowanie się kolejną, Bóg sam raczy wiedzieć którą, odsłoną nieśmiertelnej dziewięćset jedenastki, w postaci pistoletu Para Ordnance LDA Hi-Cap Limited 9. Pod tą barokową nazwą kryje się pistolet, który z klasycznym Coltem 1911 równie wiele łączy, jak i dzieli.
Podobieństwa
Najpierw o tym, co łączy. Przede wszystkim - zasada działania. Dokładnie tak samo, jak w stuletnim już prawie Colt M1911, górna powierzchnia lufy posiada dwa występy ryglujące, które w pozycji zaryglowanej współpracują z dwoma odpowiednimi gniazdami w zamku. Podczas strzału zaryglowany zespół zamek-lufa cofa się o kilka milimetrów, aż do momentu, w którym lufa zostaje przekoszona w dół przez obrotowy łącznik, w efekcie czego - już po opuszczeniu lufy przez pocisk i, co za tym idzie, spadku ciśnienia gazów w lufie - zamek się odryglowuje i dalej przesuwa się już sam, ściskając sprężynę główną pistoletu. Jej energia wykorzystywana jest z kolei przy powrocie, do zbierania po drodze naboju z magazynka i wprowadzenia go do komory.
Łączy też testowany pistolet z klasyczną 1911 zasadniczy układ ergonomiczny. Chwyt jest pochylony pod tym samym kątem, według amerykańskich miłośników, najlepszym w historii ręcznej broni palnej (ale miłośnicy tak mają, szczególnie amerykańscy). Na jego grzbiecie umieszczono bezpiecznik chwytowy, pod kciukiem bezpiecznik nastawny (tyle, że obustronny). Zwalniacz zamka i zwalniacz magazynka znajduje się również w tym samym miejscu, gdzie w 1911. Słowem, ergonomia broni wymaga, zasadniczo, podobnych nawyków ruchowych, jak w dziewięćset jedenastce. Dla Amerykanów ma to spore znaczenie, ze względu na ogromną popularność M1911, w Polsce ważne jest o tyle, że rzeczywiście ergonomii pistoletów z tej rodziny niewiele można zarzucić.
Zasadnicze jest również, oczywiście, podobieństwo estetyczne. Para-Ordnance wygląda tak bardzo 1911-like, że przez strzelców będzie zawsze, automatycznie postrzegane, jako, po prostu Colt M1911. I nie zmieni tego zwykły, wahliwy spust zamiast przesuwanej w poziomie, coltowskiej płytki, tak dziwnie nie konweniujący z tym pistoletem, ani brak wystającej z zamka ostrogi kurka.
Różnice
Jeżeli chodzi o różnice, to jest ich kilka. Po pierwsze, testowany pistolet strzela amunicją 9 mm x 19 Parabellum, co jest, jak na 1911, dość egzotycznie, szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę pogardę, jaką Amerykanie wciąż darzą ten wimpy little cartridge. Możemy powiedzieć, że to cecha przygodna, gdyż LDA Hi-Cap Limited występuje również w odmianach do naboju .45 ACP i .40, tym samym pokrywając trzy najważniejsze rodzaje amunicji do pistoletów samopowarzalnych.
Różnicą istotniejszą jest dwurzędowy magazynek z jednopozycyjnym podawaniem amunicji, o pojemności 18 nabojów. Para Ordnance było pierwszą firmą, która w 1986 dokonała szczęśliwego mariażu dwóch wielkich konstrukcji Browninga, włączając dwurzędowy magazynek z HP do konstrukcji 1911. Fanatycy klasycznych coltów wciąż twierdzą, że dwurzędowe magazynki są zawodne - podobno ich stare wersje z Para Ordnance miały zbyt słabe sprężyny podajnika i dość powszechną praktyką było wymienianie ich na sprężyny Wolffa.
Skargi klientów na pewną zawodność pistoletów Para Ordnance doprowadziły również do wprowadzenia kolejnej, konstrukcyjnej zmiany względem klasycznego colta. Wszystkie pistolety Para wyposażone są w Para-Power Extractor. Ta konstrukcja wyrzutnika zasadniczo zwiększa niezawodność pistoletu - porusza się na własnej osi, posiada też własną sprężynę i o połowę szerszy pazur wyciągu, zapewniając pewniejszą współpracę z nabojem przy dosyłaniu i łuską po strzale.
(ciąg dalszy w numerze)