Tegoroczny wrzesień obfituje w obchody 70. rocznicy Bitwy o Anglię. W pierwszy wrześniowy weekend dane mi było uczestniczyć w uroczystościach pod Pomnikiem Lotników Polskich, zorganizowanych tradycyjnie przez Fundację Stowarzyszenia Lotników Polskich (SLP). Na Wyspach Brytyjskich byłem już wielokrotnie, nie raz też uczestniczyłem w dorocznych wrześniowych obchodach SLP w Northolt. Ale tegoroczna wyprawa była dla mnie pod każdym względem wyjątkowa.
Dzięki uprzejmości dowódcy Sił Powietrznych RP, gen. broni pil. Lecha Majewskiego, miałem okazję towarzyszyć mu do Londynu i z powrotem na pokładzie samolotu z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Rankiem 3 września 2010 wystartowaliśmy z lotniska Warszawa-Okęcie na pokładzie Jaka-40 nr 044 z załogą w składzie: ppłk Grzegorz Kułakowski - dowódca, por. Grzegorz Olszowy - II pilot, chor. Zbigniew Radlak - technik pokładowy, Aneta Żulińska - stewardesa. Już sam ten fakt był dla mnie niemałym przeżyciem. Pierwszy raz leciałem z aktualnym dowódcą polskiego lotnictwa wojskowego, a także pierwszy raz miałem okazję podróżować na pokładzie Jaka-40.
Po drodze do Londynu zaplanowano lądowanie na międzynarodowym lotnisku im. Konrada Adenauera w Kolonii/Bonn. Tu stacjonuje niemiecki odpowiednik naszego spec pułku, który mimo powrotu niemieckiej stolicy do Berlina pozostał w swojej macierzystej bazie, skąd niegdyś obsługiwał władze państwa z siedzibą w Bonn. Dla mnie jednak istotniejsze są związki tego lotniska, które niegdyś nazywało się po prostu Kolonia-Wahn, z polskimi skrzydłami. Tu właśnie stacjonował po zakończeniu II wojny światowej 305. Dywizjon Bombowy Ziemi Wielkopolskiej. Lotnisko nosiło wtedy alianckie oznaczenie B.119, a nasza jednostka wchodziła w skład wojsk okupacyjnych.
NORTHOLT I LONDYN
Drugi etap podróży poprowadził nas nad ujściem Tamizy wprost nad Londyn. Nie sposób było uciec od skojarzeń z wydarzeniami sprzed 70 lat. Pogoda była taka jak wtedy - słońce, tu i ówdzie chmury. Obserwując z lotu ptaka krajobraz południowo-wschodniej Anglii i brytyjskiej stolicy zdawałem sobie sprawę, że wtedy taki sam widok mieli lotnicy obu walczących stron. A piloci Dywizjonu 303 lądowali w Northolt - dokładnie jak my teraz. Tyle, że oni robili to dzień w dzień - a ja niewykluczone, że pierwszy i ostatni raz w życiu!
więcej w numerze