W poniedziałek 12 października – w pierwszym dniu renomowanej wystawy AUSA 2015 w Waszyngtonie, zadebiutuje publicznie demonstrator technologii nowego gąsienicowego wozu wsparcia ogniowego, a właściwie potencjalny przyszły lekki czołg armii amerykańskiej, opracowany przez BAE Systems USA.
Jest to ewidentny odpowiednik polskiego pojazdu bojowego, który ma się wyłonić z programu WWB (wóz wsparcia bezpośredniego), o kryptonimie Gepard, jaki na mocy projektu celowego 4/2013 swoim funduszem w wysokości 100 ml zł wsparło Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (Nadchodzi Gepard, 2013-12-02). Przypomnijmy, że projekt, którego liderami są OBRUM Gliwice i ZM Tarnów (od lutego 2015 odpowiada za koncepcję wieży wyposażonej w 120-mm armatę z automatem ładowania amunicji i 12,7-mm zdalnie sterowane stanowisko strzeleckie) zakończyć się ma w 2018, zaś pierwszy koncepcyjny wóz ujrzeć powinien światło dzienne już w 2016 (i być może jako premiera na MSPO). Nieoficjalnie, mimo, że utajnione są kompletnie ścieżki rozwoju polskiej konstrukcji, można się domyślać, że finałem programu Gepard może być pojazd o nazwie Anders 2 lub Super Anders (Kolejna odsłona Andersa, 2012-06-05).
Podobną drogą poruszali się konstruktorzy BAE Systems USA, którzy obecnie, na zlecenie US Army, wyraźnie domagającej się niewielkiego, gąsienicowego wozu wsparcia ogniowego o charakterystyce lekkiego czołgu – taki pojazd zaprojektowali. Taki, który szybko można przerzucić w odległe rejony świata na pokładzie C-130 Hercules, lub europejskiego A400M (Stryker w ładowni Atlasa, 2015-10-07), a nawet zrzucić przy użyciu specjalnej platformy transportowej i spadochronów hamujących.
Ich konstrukcja, z którą będzie się można zapoznać bliżej dopiero w poniedziałek, powstała na bazie bardzo daleko idącej modyfikacji wozu M8, który niemal wszedł do produkcji seryjnej w 1996 (planowano ich zakup dla sił powietrzno-desantowych). Pierwszych 26 wozów miano kupić w 1997 za 142,8 mln ówczesnych dolarów amerykańskich.
Wszystko zakończyło się jednak spektakularnym anulowaniem programu produkcyjnego ówczesnej korporacji United Defence, w końcu przejętej w czerwcu 2005 za 3,9 mld ówczesnych dolarów USA przez BAE Systems. W ten sposób ta ostatnia globalna, międzynarodowa spółka, o brytyjskim rodowodzie stała się właścicielem odłożonego ad acta projektu wozu M8. Warto przypomnieć, że inny amerykański rywal M8 – Stingray (Caddillac Gage, potem Textron) został sprzedany jedynemu nabywcy – Tajlandii …
Wypada przypomnieć, że M8 dla US Army z ubiegłego wieku miał konstrukcję z aluminium i tytanu i w zależności od trzech odmiennych wariantów dodatkowego zewnętrznego opancerzenia masę – 19,5 t, 22,25 t lub 14,75 t. Trzyosobowa załoga (kierowca plus dwóch żołnierzy w wieży) miała do dyspozycji niemiecką, licencyjną, lekką 105-mm armatę M35 Rheinmetalla z automatem ładowania i 21 nabojami w podajniku plus 9 w rezerwie obok kierowcy.
BAE Systems USA odpowiada na dzisiejsze zapotrzebowanie na wóz wsparcia ogniowego do błyskawicznych działań interwencyjnych US Army w Afryce i Azji – pojazd o oczekiwanej sile niszczącej dzisiejszych czołgów podstawowych, wzbogacając koncepcję dawnego M8 za pomocą współczesnych technologii wozów rodziny CV90 i najnowszych wariantów Bradleya (M8 napędzany jest silnikiem Bradleya). Z pierwszych prezentowanych zdjęć wynika, że konstrukcja BAE Systems otrzymała pakiety Bradleya, zwiększające poziom ochrony, z systemami osłon pasywnych i aktywnych opracowanych przez izraelskiego Rafaela.
Nie jest wykluczone, że reinkarnacja projektu obejmować będzie zainstalowanie jednego z wariantów systemu aktywnej obrony – Trophy. Kurtyna na dobre opadnie w przyszłym tygodniu. Ważne jest jednak i to, że po Indiach i Chinach, które opracowały czołgi lekkie do walki na obszarze Himalajów, także USA wracają do koncepcji lekkiego pojazdu bojowego z potężnym działem i nowoczesną amunicją.
Czy to wystarczy, aby przekonać zajadłych krytyków polskiego programu Gepard?