Wczoraj prezydent Barack Obama poinformował, że do końca bieżącego roku z Iraku wycofani zostaną ostatni żołnierze USA. Zakończy to definitywnie 9-letnie zaangażowanie wojskowe w tym kraju.
Według oświadczenia, powodem wycofania amerykańskich żołnierzy jest brak porozumienia w sprawie zapewnienia ich następcom immunitetu prawnego. Faktem jest bowiem, że Waszyngton unika sytuacji, w których ich żołnierze mogliby być sądzeni przez władze innego państwa.
Prawdopodobne jednak - biorąc pod uwagę stopień zależności władz w Bagdadzie od USA - że Amerykanie sami zdecydowali się na wycofanie wszystkich sił z powodów finansowych. Gwarantem ich interesów nad Tygrysem i Eufratem pozostanie ogromna ambasada i kilka tysięcy uzbrojonych najemników, chroniących dyplomatów (zobacz: Miasto-ambasada w Bagdadzie).
Szkolenie Irakijczyków w obsłudze kupowanego sprzętu z USA, może być natomiast realizowane na ogólnych zasadach, przyjętych również w innych krajach arabskich, przy udziale wielokrotnie mniejszej grupy osób, niż planowane do niedawna 4,4 tys. żołnierzy (zobacz: Amerykanie w Iraku - bez przełomu).
Wycofanie 39,5 tys. żołnierzy znad Tygrysu i Eufratu ma zostać dokonane przed tegorocznym Bożym Narodzeniem. Proces ten zakończy w praktyce wojnę, zapoczątkowaną 20 marca 2003.
Dla USA zakończyła się ona zainstalowaniem w Iraku przychylnych sobie władz. Jej koszty były jednak bardzo wysokie. Zginęło ok. 4,8 tys. żołnierzy zagranicznych, w tym 4479 z USA. Dziesiątki tysięcy zostało rannych. Straty Irakijczyków szacowane są na od ponad 150 tys. zabitych (dane władz w Bagdadzie), do ponad miliona (organizacja Opinion Research Business).
Koszty finansowe są trudne do określenia, szacuje się jednak, że bezpośrednio i pośrednio angażowały one 30-40% rocznych wydatków wojskowych USA, przyczyniając się do obecnej sytuacji budżetu federalnego.