Konwój afgańskiej policji został wczoraj zaatakowany przez dwóch zamachowców samobójców. Wskutek ataku zginęło ponad 30 osób.
Ponad 200 kadetów akademii policyjnej przemierzało wczoraj autobusami przedmieścia Kabulu. W pewnym momencie w konwój wjechał rozpędzony samochód, wypełniony materiałami wybuchowymi. Kierujący pojazdem zamachowiec samobójca zdetonował przewożone ładunki, niszcząc 2 z autobusów i zabijając lub raniąc znajdujące się w środku osoby.
Pasażerowie pozostałych autobusów natychmiast ruszyli na pomoc ocalałym. Wkrótce na miejsce zdarzenia nadjechały też służby ratownicze, a także oddziały policji i wojska, które miały zabezpieczyć teren. Nagle akcję ratunkową przerwała kolejna eksplozja. Dokonał jej drugi zamachowiec samobójca, który w powstałym zamieszaniu zdołał niepostrzeżenie wmieszać się w tłum. Według oficjalnych źródeł terrorysta wysadził się, detonując owinięty wokół ciała pas szahida.
W podwójnym ataku, do którego przyznali się afgańscy talibowie, zginęło ponad 30 osób. Co najmniej 70 kolejnych odniosło obrażenia ciała. Większość ofiar to kadeci akademii policyjnej, wracający do Kabulu po zakończonym szkoleniu.
Od miesięcy afgańską stolicą wstrząsają kolejne zamachy terrorystyczne i ataki na przedstawicieli rządu, wojska i policji (Krwawy zamach w Afganistanie, 2016-02-02). Rosnąca aktywność islamistów i nieudolność rządowych sił bezpieczeństwa zmuszają władze państw zachodnich do zrewidowania strategii pomocy wojskowej dla Afganistanu (Brytyjczycy zostają w Afganistanie, 2015-10-27).
W połowie czerwca władze USA otwarcie przyznały, że rozważają utrzymanie liczebności amerykańskiego kontyngentu w Afganistanie na stałym poziomie. Wcześniej Waszyngton zapowiadał stopniowe zmniejszanie obecności wojskowej w tym państwie. Docelowo na misji miałoby pozostać ok. 1000 żołnierzy, rozmieszczonych głównie w Kabulu i jego okolicach (USA utrzymają wojska w Afganistanie, 2016-06-16).